Mistrz zen Soen Sa Nim (Seung Sahn)pochodzi z Korei.
W młodości poszukiwał sensu życia
i zagłębiał się w najróżniejsze teksty filozoficzne. Rozgoryczony wojną
domową, jaka wtedy miała miejsce w Korei, udał się w góry i oddał
studiowaniu tekstów mistycznych.
Spotkał wtedy jednak pewnego mnicha, który doradził mu, aby wykonywał
praktykę duchową, gdyż ostateczną prawdę może
odkryć jedynie przez duchowy trening,
a nie poprzez samo tylko zgłębianie ksiąg.
Mnich ten zalecił mu wykonywanie intensywnego odosobnienia polegającego na
wielogodzinnym śpiewie Wielkiej Dharani, przez okres 100 dni.
Tego typu
praktyki są dynamiczną formą medytacji, kiedy to praktykujący medytuje na słuchanie
swojego głosu i odczuwanie pojawiającej się energii. W jego umyśle nie ma wtedy żadnych
innych rozpraszających myśli.
Kiedy umysł praktykującego
staje się już tak czysty jak lustro,
wolny od świadomych i nieuświadamianych
nastawień,
wtedy może odbić się w nim odwieczne światło prawdy,
niczym księżyc w tafli spokojnego jeziora.
Praktyki śpiewania
Dharani są bardziej dynamiczną formą wykonywana medytacji, ale mają ten sam cel, co milcząca
medytacja
(zazen).
Soen Sa Nim, mając
niewiele ponad 20 lat, bardzo mocno zaangażował się w swoją praktykę
wykonywania treningu duchowego na odosobnieniu
i uważa się, że osiągnął wtedy głębokie duchowe przebudzenie - oświecenie.
W niedługi czas potem został duchowym następcą
mistrza Zen Ko Bonga.
Linia duchowych mistrzów tej tradycji zen wywodziła się od mistrza Kyong
Ho. Jego następcą był Mang Gong,
a następcą Mang Gonga
był właśnie Ko Bong.
Sam mistrz Kyong Ho miał niezwykle barwną i bogatą historię swojego
życia i można powiedzieć, że jego przekaz i nauczanie były w jakimś
stopniu podobne do tradycji "szalonych joginów"
w Tybecie.
Znana historia z życia Kyong
Ho głosi, że kiedyś podróżował on z uczniem Mang
Gongiem i nie wiedział, czy uda im się zdążyć przed zmrokiem do
świątyni, gdyż Mang Gong był już bardzo zmęczony.
Mistrz podszedł wtedy do wiejskiej dziewczyny, schwycił ją w ramiona
i pocałował.
Stojący nieopodal wieśniacy, oburzeni rozpoczęli gonić ze złością
mnichów. Kyong Ho wykrzyknął do Mang Gonga "ratuj
życie i uciekaj!" i popędził w kierunku świątyni.
W taki oto sposób mnisi zdążyli do świątyni przed nadejściem
zmroku.
Po osiągnięciu duchowego
przebudzenia Soen Sa Nim kontynuował swój trening duchowy
w Korei, a następnie został mianowany do nauczania tej tradycji
zen w Japonii.
Następnie wyjechał do Stanów Zjednoczonych, aby zgodnie z radą
swego mistrza, nauczać duchowej tradycji zen na Zachodzie.
Rozpoczął tam jednak budowanie swojej szkoły od zupełnych
podstaw - początkowo zatrudnił się w pralni jako hydraulik i
zapraszał po pracy Amerykanów do wspólnej medytacji w
wynajmowanym przez siebie mieszkaniu.
Stopniowo liczba jego uczniów stawała się coraz większa, aż w
końcu stała się prężnie działającą na całym świecie i usystematyzowaną
"Szkołą Zen KUAN UM".
Obecnie szkoła Kuan Um posiada ośrodki
w większości państw Europy, w wielu miastach amerykańskich, a także
na pozostałych kontynentach.
Mistrz Seung Sahn (Soen Sa Nim to koreański tytuł: "Czcigodny
Mistrz Zen") mianował najpierw wielu zaawansowanych uczniów na
stopień Poep Sa Nim (Mistrz Nauczyciel Dharmy), który uprawnia do
prowadzenia w ramach tej szkoły formalnych rozmów koanowych,
a następnie, po kolejnych kilkunastu latach - mianował
część z nich na pełnych Mistrzów Zen, co uprawnia te osoby zarówno
do reprezentowania stylu szkoły Kuan Um,
jak i do wprowadzania własnego stylu.
Mistrz Soen
Sa Nim Seung Sahn wielokrotnie powtarzał, że z czasem musi powstać
na Zachodzie - zachodni styl zen (np. w Ameryce - amerykański, w Polsce -
polski itd.).
Podobnie było z zenem w Azji.
Kiedy Bodhidarma przeniósł z Indii esencjonalną linię nauk Buddy do
Chin, tam połączyła się ona z rodzimą kulturą (m.in. z taoizmem)
tworząc chiński chan. Gdy tradycja ta przeniosła się do Japonii
- połączyła się z kultura japońską , tworząc zen.
Na Zachodzie z czasem zen być może połączy się z chrześcijaństwem
i pozostałym elementami kultury, religii i mentalności zachodniej.
Jest to możliwe, ponieważ zen sam w sobie nie jest związany z jakimkolwiek
dogmatem.
Jest on raczej tradycją bezpośredniego i żywego przekazywania
esencjonalnego duchowego doświadczenia.
Sposób nauczania i styl wyjaśniania go, jest tu sprawą drugorzędną.
Najistotniejsze jest natomiast samo duchowe doświadczenie, które
powstaje wtedy, gdy praktykujący potrafi opróżnić swój umysł z
wszelkich koncepcji.
Doświadczenie jednak tej podstawowej pustki, przestrzeni i świetlistości
nie jest jedynym celem zen.
Przed praktykującym są jeszcze dwa kolejne kroki - nauczenie się
przebywania w tym stanie - postrzeganie wszystkiego co nas otacza właśnie
w takim stanie - jest to postrzeganie prawdziwego świata, percepcja wolna
od własnych zniekształcających filtrów - przed praktykującym odsłania
się wtedy świat absolutu i prawdy.
Następnie ważnym krokiem jest pogodzenie i połączenie tego stanu z właściwym
funkcjonowaniem. Bedąc w zgodzie z chwilą obecną praktykujący powinien
odnajdywać realizację swojego duchowego przebudzenia poprzez odkrywanie
właściwej funkcji wszystkiego.
Najprościej można to określić jako:
"gdy jesteś głodny - jedz, gdy jesteś zmęczony - odpoczywaj,
kiedy ktoś jest głodny - daj mu jeść, gdy ktoś jest spragniony - daj
mu pić".
Zatem medytacją zen nie jest jedynie spokojne i nieruchome siedzenie na
poduszce - jest nią także postrzeganie świata w takim stanie wolności
od wszelkich ograniczeń umysłu, jak i funkcjonowanie w świecie, kiedy
to odkrywamy obecny we wszystkim absolut, poprzez takie funkcjonowanie, które
tworzy harmonię z daną chwilą i innymi.
Soen Sa Nim często doradzał swoim uczniom, by kiedy np. wchodzą
do Kościoła - po prostu się przeżegnali i uczestniczyli w
modlitwach chrześcijańskich.
Zen nie polega na przywiązywaniu się do idei "jestem praktykującym
zen", ale na utrzymywaniu umysłu czystego jak lustro.
Umysł, który się wzbrania przed czymś (np. "to nie moja
religia" itp.) jest umysłem dualnym (przywiązanym do przeciwieństw),
zaś umysł kiedy np. praktykujący zen bez żadnych ograniczeń
uczestniczy w modlitwach chrześcijańskich, jest umysłem niedualnym -
czyli właśnie umysłem zen, umysłem przebudzonym.
Jest
bardzo ciekawa historia o tej zasadzie "wspólnego działania".
Pewien uczeń Soen Sa Nima miał ojca bardzo sfrustrowanego życiowo, który
sporo pił. Człowiek ten narzekał na wszystko (prezydenta, polityków i
cały świat), iż jest beznadziejne, a następnie się upijał.
Wtedy to jego syn (uczeń zen) odpowiadał mu, że to nie wszystko jest
beznadziejne, lecz on sam (czyli ojciec) jest beznadziejny. Powinien się
zmienić i zamiast pić - lepiej zająłby się praktykowaniem zen.
Jednak uwagi takie dawały efekt odwrotny - ojciec wykrzykiwał, że
nienawidzi tego wszystkiego i także nienawidzi tego "zen".
Wtedy to uczeń zen poradził się swojego nauczyciela, czyli Soen Sa
Nima. Ten zaś zwrócił mu uwagę, że popełnia błąd w swoim stylu
nauczania ojca, ponieważ bardzo ważne jest wspólne działanie. Najpierw
powinien z ojcem wspólnie się napić i przytakiwać mu w tym, co on mówi,
a dopiero potem, kiedy poprzez wspólne działanie powstanie nić zaufania
i porozumienia - powinien pouczyć swojego ojca.
Nauczanie to związane jest z ideą działania Bodhisattwy - ideału szkoły
Mahajana. Bodhisattwa w stosunku do innych kieruje się miłością i z
tego powodu jest gotów dostosować się do otoczenia, a następnie
naucza, jak opanować swój umysł, kiedy zdobędzie już nić
porozumienia.
Tak też uczynił ów uczeń - napił się któregoś razu z ojcem
alkoholu, i kiedy ten narzekał na prezydenta - syn przytakiwał:
"tak masz rację - prezydent jest beznadziejny!". Gdy ojciec
narzekał na rząd - potwierdzał to też syn, gdy narzekał na gospodarkę
- syn podobnie.
Wtedy ojciec bardzo otworzył się na swego syna. Powiedział coś w
rodzaju: "jesteś wspaniałym synem, widzę, że ten zen zrobił z
ciebie ludzi".
Po tym wydarzeniu ojciec zainteresował się praktyką zen i faktycznie
zamiast oddawać się upijaniu, zmienił kierunek swojego życia.
Równie
ciekawa jest historia listu Soen Sa Nima do Papieża Jana Pawła
II. Soen Sa Nim uważał, że zbyt dużo cierpienia, wojen i konfliktów
powstaje z powodu nadmiernego trzymania się przez przywódców
religijnych swoich koncepcji na temat duchowości.
Zgodnie z nauczaniem zen - to nie pogląd sam w sobie jest zły, ale
nadmierne przywiązanie do niego. Soen Sa Nim uważa, że nawet najlepsze i najbardziej głębokie
nauczanie Buddy, gdy nadmiernie się do niego przywiązujemy - staje się
trucizną.
Wynika to z prostego faktu, że Budda,
jak i inni wielcy duchowi nauczyciele,
byli w stanie duchowej realizacji, a zatem nie byli do niczego przywiązani,
ponieważ w pełni przekroczyli swój lęk.
Działali powodowani, nie przywiązaniem do swoich koncepcji, ale
miłością do innych ludzi i chęcią pomocy.
Dlatego
przywódcy religijni,
kiedy nadmiernie przywiązują się do swoich koncepcji, to chociaż mają
wtedy szlachetne idee -
wypaczają znaczenie słów wielkich nauczycieli.
Aby rozumieć prawdziwą czystość, potrzebne jest nieprzywiązanie do
swoich przekonań.
Wtedy słowa wielkich duchowych mistrzów stają się znacznie bardziej
zrozumiale.
Dlatego też Soen Sa Nim, w czasach kiedy Jan Paweł II był bardzo
aktywny na rzecz ekumenizmu na świecie, zaproponował mu w liście,
spotkanie wszystkich duchowych przywódców religijnych, które miałoby
polegać na wspólnym wzięciu kąpieli (np. wspólne pójście do sauny),
a następnie na wspólnym posiłku. Niech pokój zapanuje na świecie
poprzez to, że przywódcy sami przez chwilę między sobą wprowadzą pokój
i harmonię.
Istotnym elementem porozumienia ma być bowiem najpierw wspólne działanie.
Dopiero potem pojawia się gotowość do porozumienia.
Światowi
duchowi przywódcy nie byli chyba jednak jeszcze gotowi na tak
niekonwencjonalną propozycję, bo proponowane spotkanie jeszcze nie doszło
do skutku.